Wieczór kolęd w szkole - kto był?
Wczoraj w Zespole Szkolno-Gimnazjalnym w Grotnikach odbył się "Wieczór kolęd". Przyszło sporo rodziców, aż część wylewała się poza salę. Choć miejsc stojących nie było już za wiele, to z powodzeniem udało mi się przyjąć pozę słupa za ostatnim rzędem krzeseł . Nie będę "ściemniał", że delektuję się organizowanymi przez szkołę tego typu imprezami. Owszem uwielbiam występy swojej pociechy, ale nie koniecznie w towarzystwie innych pociech
. Mimo wszystko doceniam wysiłki szkoły i jej podopiecznych.
Wieczór rozpoczęła Pani Dyrektor od paru akapitów wstępu, a po niej dzieci wypełniały salę dźwiękami składającymi się na melodie kolęd i podobnych tworów. Może nie wszystkie trafiały czysto w dźwięki, ale nie o to chodzi, co jak komu wychodzi.
Pierwsza część występu miło mnie zaskoczyła. Zwłaszcza występ przedszkolaków, które uważam za gwiazdy tego wieczoru. Uczniowie klas podstawowych i gimnazjalnych powinny uczyć się od maluchów jak tworzyć widowisko
.
Przy drugiej części występów (wstyd przyznać) szukałem wzrokiem włącznika alarmu przeciwpożarowego i bujając się jak pingwin przenosiłem ciężar ciała z nogi na nogę, by ulżyć nieco odzwyczajonym od długiego stania stopom.
Kiedy ostatnia grupa dzieci zeszła ze sceny i wydawało się, że "szczęśliwie" dotrwałem do końca, i za chwil parę moje stopy poczują to samo, niespodziewanie Pani Dyrektor zapowiedziała trzecią część koncertu - występ znakomitej śpiewaczki operowej przy akompaniamencie równie, a może znakomitszego gitarzysty. Pomysł Pani Dyrektor zaproszenia takich artystów na szkolny koncert uważałem za wspaniały, ale … odmiennego zdania były dzieci młodszych klas oraz moje stopy. Z pewnością, gdyby nie ten drobny kłopot, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej uciążliwy, rozkoszowałbym się dźwiękami wyłaniającymi się ze sceny.
Ogólnie udany wieczór, może trochę przy długi, ale z roku na rok Pani Dyrektor stara się uatrakcyjniać wspólne spotkania rodziców, dzieci i nauczycieli. Za to duży plus.
A kto z Was był i jakich wrażeń doznał?
Wczoraj w Zespole Szkolno-Gimnazjalnym w Grotnikach odbył się "Wieczór kolęd". Przyszło sporo rodziców, aż część wylewała się poza salę. Choć miejsc stojących nie było już za wiele, to z powodzeniem udało mi się przyjąć pozę słupa za ostatnim rzędem krzeseł . Nie będę "ściemniał", że delektuję się organizowanymi przez szkołę tego typu imprezami. Owszem uwielbiam występy swojej pociechy, ale nie koniecznie w towarzystwie innych pociech

Wieczór rozpoczęła Pani Dyrektor od paru akapitów wstępu, a po niej dzieci wypełniały salę dźwiękami składającymi się na melodie kolęd i podobnych tworów. Może nie wszystkie trafiały czysto w dźwięki, ale nie o to chodzi, co jak komu wychodzi.
Pierwsza część występu miło mnie zaskoczyła. Zwłaszcza występ przedszkolaków, które uważam za gwiazdy tego wieczoru. Uczniowie klas podstawowych i gimnazjalnych powinny uczyć się od maluchów jak tworzyć widowisko

Przy drugiej części występów (wstyd przyznać) szukałem wzrokiem włącznika alarmu przeciwpożarowego i bujając się jak pingwin przenosiłem ciężar ciała z nogi na nogę, by ulżyć nieco odzwyczajonym od długiego stania stopom.
Kiedy ostatnia grupa dzieci zeszła ze sceny i wydawało się, że "szczęśliwie" dotrwałem do końca, i za chwil parę moje stopy poczują to samo, niespodziewanie Pani Dyrektor zapowiedziała trzecią część koncertu - występ znakomitej śpiewaczki operowej przy akompaniamencie równie, a może znakomitszego gitarzysty. Pomysł Pani Dyrektor zaproszenia takich artystów na szkolny koncert uważałem za wspaniały, ale … odmiennego zdania były dzieci młodszych klas oraz moje stopy. Z pewnością, gdyby nie ten drobny kłopot, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej uciążliwy, rozkoszowałbym się dźwiękami wyłaniającymi się ze sceny.
Ogólnie udany wieczór, może trochę przy długi, ale z roku na rok Pani Dyrektor stara się uatrakcyjniać wspólne spotkania rodziców, dzieci i nauczycieli. Za to duży plus.
A kto z Was był i jakich wrażeń doznał?